Na początku roku zrobiło się bardzo głośno o nowym wynalazku genialnego inżyniera Deana Kamena. Pięćdziesięcioletni multimilioner przedstawił kilku największym firmom z branży IT plany urządzenia, które miało zrewolucjonizować pojęcie transportu w dzisiejszym świecie. Od tamtego czasu Ginger stał się jednym z najbardziej strzeżonych projektów technologicznych w historii. W prasie co jakiś czas pojawiało się wiele domysłów i niepotwierdzanych przecieków związanych z owym cudem. Projekt Ginger raz był platformą antygrawitacyjną, raz skuterem miejskim napędzanym wodorem pochodzącym z wody. Wczoraj magazyn TIME opublikował w końcu autoryzowany artykuł o efektach pracy doktora Deana Kamena. Urządzenie na rynku dostępne będzie pod nazwą Segway. Autor zaznacza, że wprawdzie nie umożliwi nam podróży na Marsa, nie zamieni też ołowiu w złoto, jednak samo w sobie stanowi rewolucję, która już niedługo przeniesie się na ulice wielkich aglomeracji miejskich.
Ale czym tak na prawdę będzie Segway? W zasadzie wszelkie próby skategoryzowania go można z góry skazać za nieudane. Z jednej strony pojazd do poruszania się w cyklu miejskim. Z drugiej jednak strony nie posiada on żadnych charakterystycznych dziś elementów sterowania, jak hamulec, kierownica czy pedał gazu. Ten ultra-nowoczesny, czysty napęd elektryczny konsumujący niewiarygodnie niewielkie ilości energii, sterowany jest za pomocą ruchów ciała. Segway "odczuwa" swojego kierowcę i podąża za jego ruchem. Technologia ta sterowana jest za pomocą komputerów olbrzymiej mocy pod kontrolą "wyrafinowanego i bardzo złożonego" oprogramowania (nie mającego nic wspólnego z firmą Microsoft). Początkowo Segway dostępny ma być jedynie dla dużych instytucji, z czasem pojawić się ma również model dla zwykłych zjadaczy chleba (około 1000$). Tymczasem jednak do stoczenia pozostaje prawdziwa batalia z urzędami, które dopiero określą czy Segway jest na tyle bezpieczny, że można go dopuścić do ruchu ulicznego.