TwojePC.pl © 2001 - 2024
|
|
A R C H I W A L N A W I A D O M O Ś Ć |
|
|
|
co o tym sądzicie ? , poczmistrz 29/05/14 12:17 ~stary ramol : Urodziłem się w głębokiej komunie, poczęty zostałem jeszcze przed odwilżą październikową 1956 roku. Ssałem mleko z robotniczej piersi matki, oraz z państwowej komunistycznej mleczarni, waliłem kupy w pieluchy wyprodukowane w państwowych, czyli w komunistycznych zakładach Polski Ludowej. Czasami nadużywałem bezpłatną państwową służbę zdrowia, łażąc po państwowych dentystach i państwowych przychodniach. Ojciec nie był żołnierzem AK, nie był też żadnym oficerem, tylko szeregowym wcielonym z poboru do armii Berlinga, co to ze wschodu szli, niosąc jak to się teraz określa zniewolenie na ponad 45 lat. Wtedy to też odbył najdłuższą podróż „swojego życia” idąc z karabinem na piechotę z dzisiejszej Białorusi aż na ziemie zachodnie. W 1945 roku został po demobilizacji na tych „ziemiach odzyskanych”, bo taki był rozkaz rozwiązania jednostki wojskowej, a i tak naprawdę to nie miał do czego wracać na wschód, bo za najjaśniejszej II-giej RP z całą rodziną niczego się na kresach nie dorobili i klepali biedę jak miliony podobnych mu obywateli, zwanych biedotą. Zresztą, tamte tereny przegraliśmy w 1939 i zachód wcale się o nie nie upominał, a tym bardziej bić się nie chciał. Razem ze swoją matką i resztą rodziny co też tutaj dojechała za nim po wojnie, zajęli jeden z opuszczonych poniemieckich domków, może nie najlepszy, ale murowany, z dachówką, z elektrycznością i gazem z miejskiej gazowni. Potem się ożenił, przeniósł z żoną na „lokatorne”, bo tam już za ciasno się robiło i tak mieszkali „u kogoś” na wynajmie, aby dopiero później, po śmierci ojca, mama to wykupiła od sąsiadki (była mi ta właścicielka staruszka jak rodzona babcia). Poszedłem w latach 60-tych do nowo zbudowanej szkoły zwanej „tysiąclatką”, ładnej, z lekarzem i dentystą na etacie, czego teraz dentystów i lekarzy w szkołach publicznych nie uświadczysz. Uczyłem się nieźle, nie tylko dlatego że chciałem wyjść z tej biedy, w jakiej żyli rodzice ale również dlatego że miałem młodych nauczycieli po miejscowym komunistycznym Liceum Pedagogicznym co to potrafili w nas zaszczepić chęć do bycia kimś i mieć jakieś wykształcenie. Oboje moi rodzice byli po przedwojennych podstawówkach, mieli nadzieję że mi będzie lepiej po ukończeniu szkół. Ojciec umarł jak miałem 16 lat, po prostu za późno trafił do szpitala, a matka nie miała znajomości jak to się dzisiaj określa, może to było przyczyną śmierci, może co innego, nie wiem. Nawet nie wiedziałem że należy mi się jakaś renta po ojcu, bo ojca dopiero co Gierek ubezpieczył jako rzemieślnika. Poszedłem na studia, zdałem egzamin i zostałem przyjęty, dano mi akademik, stypendium i bieda znikła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo mama nie musiała do mnie dokładać, kasy ze stypendium socjalnego, a potem dodatkowo i z naukowego za dobre oceny starczało mi na wszystko. Nie interesowała mnie polityka, zresztą na tej uczelni byli tacy sami biedacy jak ja, bo to typowa techniczna szkoła o ścisłych umysłach, gdzie jak nie nauczyłeś się wzorów, to żadne „pływanie” nie pomogło. Do NZSu, ani do ZSP nie należałem, nie należałem nigdzie, bo szkoda mi było tych ciężko zarobionych pieniędzy i stypendium na składki. Wolałem za to kupić coś sobie (radio stereo, magnetofon, ciuchy) bo pomimo tego ze w sklepach był tylko ocet, jak to teraz piszą, to ja mogłem kupić wszystko, nawet płyty zachodnich zespołów muzycznych i to bez kolejek, szczególnie w większych miastach. Wtedy też był „Empik” z płytami zachodnich zespołów i to lepszy niż teraz. Były też inne sklepy z towarem wcale nie za dolary tylko za zwykłe złotówki, a zresztą dolara można było kupić za cenę jednej flaszki „żytniej”, bo taki był przelicznik (100 zł), więc kto chciał to miał dostęp do „PEWEXÓW”. Radio stereo z tamtych lat gra mi do dzisiaj, dzieci mi fale UKFu przestroiły na nowe pasmo i tylko „Wolna Europa” przestała grać na paśmie 13 metrów, chociaż za komuny odbierała bez zakłóceń. Może ja wyłączyli – nie wiem. Na wakacjach mogłem dorobić, bo roboty dla „fizycznych” było na każdej ulicy. Płacili nieźle, lepiej niż w biurze. Zarabiałem 25 dolarów jako fizyczny, ale za te 25 dolarów kupiłem więcej niż teraz za 500 dolarów. O ile pamiętam, to ci „działacze” studenccy, to byli długoletni studiujący niekiedy po 10 lat, bez względu na opcje polityczne. Wylatywali z uczelni wcale nie za przekonania, tyko za brak projektów technicznych, których im się rysować nie chciało. Niektórym z nich „pomagałem” przy rysowaniu, bo za to też od nich kasę dostawałem. Oni – synkowie z „dobrych domów” woleli mi dać zarobić z ich tatusiowej forsy na parę flaszek „żytniej” niż samemu ślęczeć nad rysunkami. A ja ćwiczyłem na ich rysunkach późniejsze moje konstrukcje. Oni dostawali piątki a ja miałem kasę na coś fajnego dla siebie i mamy. Dla mnie czasy Gierka to okres rozwoju Polski, to nowe fabryki, to ściągnięcie kilku milionów ludzi ze wsi do miast i danie im mieszkań luksusowych w porównaniu do tego co żyli na wsiach, to awans cywilizacyjny, to radość z tworzenia czegoś nowego. Kilku moich kolegów na studiach (lata 76-81) pochodzących z zapadłych wsi, po cichu przyznawali się że prąd elektryczny na ich wsie dotarł dopiero za Gierka (szczególnie Lubelskie, Rzeszowskie!!!). Od roku 1980 to już tylko agonia systemu, który tak naprawdę żerował na tym że ludzie będą nadążać za budową infrastruktury technicznej i za nowymi technologiami. Studia techniczne, magisterskie skończyłem w roku 1981-szym na państwowej – komunistycznej uczelni i od razu poszedłem do pracy – oczywiście do komunistycznego zakładu. Tam pracowałem jako inżynier konstruktor – tam spotkałem się po raz pierwszy z klasą robotniczą, tą zdrową, stojącą „po słusznej stronie”. Tam zostałem nazwany „fartuchowcem”, co w ówczesnym żargonie robotnika było nawet czymś gorszym niż obecnie „wykształciuch”. Pomimo tego że znałem tych ludzi, że bawiłem się z ich dziećmi w piaskownicy, bo to małe miasteczko, to byłem dla nich wróg od pierwszego dnia zatrudnienia w zakładzie. Zaraz potem wezwano mnie do wojska po studiach i zostałem zmuszony do wyjazdu pod Stocznię Gdańską w celu obrony komuny i to w czasie stanu wojennego. Tam spotkałem robotników z „kolebki”, tam nazwano mnie „gestapo” choć niczemu nie byłem winny, a znalazłem się tam, bo taki był rozkaz. Tam poznałem co to nienawiść i wzajemne oczernianie się, wyzwiska, klękanie i modlitwa na pokaz. Po roku wyszedłem do cywila, wróciłem do pracy i dalej budowałem komunizm w postaci rysunków technicznych, projektów technologicznych. Największą radością dla mnie było patrzenie jak z mojego papierowego rysunku powstawał na tokarni lub innej maszynie gotowy detal o realnych kształtach, a potem produkcja seryjna. Za swoją pracę dostawałem mniej niż sprzątaczka po podstawówce, bo byłem młody, bez stażu i to było niesocjalistyczne, aby inżynier miał więcej niż robotnik. Cieszyła mnie każda nowinka techniczna, każde usprawnienie procesu technologicznego. Pierwszą tokarkę numeryczną uruchamialiśmy kilka dni i pamiętam miny tych robotników jak nagle okazało się że jest ona kilka razy szybsza, dokładniejsza i bezawaryjna w stosunku do ludzi. Wtedy zrozumiałem dlaczego robotnicy nie chcieli mnie kochać, bo ich „fachowość” nie nadążała za postępem, a ja wprowadzając ten postęp byłem największym wrogiem. Część z moich wyrobów do dzisiaj służy ludziom, choć wcale nie projektowałem ich dla kapitalizmu, czy komunizmu tylko dla ludzi. Nie dzieliłem ludzi na komunistę, solidarnościowca, tylko na mądrego i głupiego. Tych drugich omijałem z daleka, bo dyskutować z nimi nie miałem ani sił, ani chęci. Pamiętam pierwsze wolne wybory, pamiętam co obiecywano naiwnym ludziom w kampanii wyborczej, aby tylko zagłosowali na Solidarność. Te wykresy solidaruchów i ich doradców o wzroście gospodarczym, o zarobkach jakie będą mieli jak zagłosują, pokazywanych w TV jako słupki rosnące w górę śnią mi się do dzisiaj jako późniejsze hasło „ciemny lud to kupi”. Ludzie uwierzyli i kupili ich brednie, a styropianowy w tym czasie kupowali za bezcen fabryki i ziemie popegierowską. W roku 1989 padł komunizm, zaraz potem padł mój zakład, tak jak wiele innych zakładów. Po prostu nasz odbiorca jako „kolebka” nikomu nie płacił za dostawy, sam sobie robił podwyżki, a ich „solidaruchy” brali kasę nas mając za nic. Wytrzymaliśmy bez forsy rok, potem syndyk rozprzedał to za grosze. Nikt nie zainteresował się ani mną, ani moimi znajomymi, co to cieszyli się że dyrektora komucha wywalono razem z nimi. Oni poszli na wymarzone kuroniówki, a potem na zasiłki do MOPSu, dyrektor sobie poradził i pod kościołem nie żebrze, ani nie pożycza 2 złote na wino jak niektórzy z nich. Historia toczyła się w wielkich miastach, a u nas wszystko toczyło się inaczej, świat jakby się cofał, zamiast iść do przodu. Jako „wykształciuch” szybko znalazłem pracę – u prywaciarza, co to krzyż miał nad biurkiem, a „Solidarność” napisaną na pół ściany w biurze. Mi płacił nieźle, bo byłem dla niego kimś cennym, roboli traktował jak śmiecie. Wytrzymałem 3 lata, inni pękali szybciej, po prostu ideałami nie dało się żołądka napełnić. Kodeks Pracy u prywaciarza to była księga zakazana, gorsza niż „bibuła’ za komuny. Za czytanie lub rozpowszechnianie kodeksu groziło od razu wywalenie na pysk z wilczym biletem obowiązującym w całej okolicy. Nikt z tamtych roboli nie dorobił się ani domu, ani willi z basenem, nikogo do sejmu z nas nie wybrano. Udało mi się znaleźć inną pracę, bardzo dobrą w porównaniu do tego co miałem, ale nie taką jak chciałem, szukałem innej. Kilka lat temu, za rządów sprawiedliwego prawa, miałem szansę stanąć do konkursu na wysokie stanowisko w spółce Skarbu Państwa w innym mieście, spełniałem wszystkie warunki w ogłoszeniu – pojechałem na egzamin, a tam gość z ramienia Ministra zadał mi pytanie: czy należałem do partii. Nie pytał się o to co umiem, z czego jestem dobry, jaki mam program. Tylko to najważniejsze pytanie. Od niego zaczął. Odpowiedziałem że nigdy nie należałem i nie chcę należeć do żadnej partii.. „Egzaminator” na mnie spojrzał i w tym momencie wiedziałem że przegrałem. Wygrał – wiadomo kto i przez kogo polecany. To że idiota techniczny i ekonomiczny, to nie przeszkadzało brać mu kasę o jakiej wyborcy „wolności” mogą tylko marzyć. Firma z potężnym zyskiem, po kilku latach padła na twarz wyprzedając wszystko za grosze dla kolegów królika a prezes firmy załapał się w jakieś fundacji jednej z partii.
Zostało mi za mało lat do końca życia abym uciekał z tego kraju i walczył z młodymi o miejsce na zmywaku za granicą. „Znajomości” nie mam, nawet nie chciałem mieć, bo nie umiem fałszywie mówić co innego w oczy, a co innego za plecami. IPN ze mnie pożytku nie ma, ja też tam niczego szukać nie chcę, nie interesuje mnie co inni na mój temat mówili czy pisali. Dzięki pracy za komuny mam jakieś mieszkanie, oraz dom po mamie, co to jeszcze jest poniemiecki, na tzw ziemiach zachodnich. Zostawię to moim dzieciom, bo one teraz nigdy takiego mieszkania, ani domu nie kupią za te pobory, które obecnie w tym wolnym kraju otrzymują. Dzieci wykształciłem już teraz, za Wolnej Polski, ale syn na politechnice miał mniej zajęć technicznych niż ja 30 lat temu. To kto zostanie niedouczonym wykształciuchem, ja czy on?. Moja mama po 50-ciu latach ciężkiej pracy za komuny i kapitalizmu (fakt - nie wszystkie lata opłacała ZUS, dopiero od Gierka) miała na starość taką emeryturę że ja „po cichu” płaciłem za nią podatki, ogrzewanie, prąd, lekarza, remonty bo inaczej na leki by jej nie starczyło. Dożyła 80-ciu lat, ale nie mogła się nadziwić jak to robotnicy naiwnie rozwalili swoje zakłady i dali się tak „wyrolować” na dziadów. Ona pamiętała swoją biedę przedwojenną i wiedziała do czego można wrócić. Pamiętała też jak za PRLu musiała płacić za dentystę, za lekarza, bo tylko „prywatnie” ją przyjmowali. Własnymi rękami obijała cegły z ruin na odbudowę Warszawy, którą to dzielni powstańcy w ruiny obrócili, nic z tego nie mając, ani żadnych tytułów „Budowniczych Polski Ludowej”. Zmarła w szpitalu powiatowym, bo była „za stara” i nie urodziła nikogo ważnego aby ją leczyć po rządowych klinikach jak mamę pewnych bliźniaków.
Nie żałuję tamtych lat, ani za nimi nie tęsknię, to była moja młodość, radość z kolorowego telewizora uczciwie przez matkę zarobionego, a nie na talony ale za ciężkie pieniądze odkładane co miesiąc, żal że ojciec tego nie doczekał, radość z ciepłego pokoju w akademiku, radość że nowym wagonem kolejowym jechałem na studia. Nie ja ustalałem zasady podziału Europy po wojnie, nie ja stawiałem komunistyczny świat do góry nogami że „maluch” używany był na giełdzie 2 razy droższy niż nowy kupiony w salonie, tylko że na talony. Nie dostałem od Gierka ani mieszkania, jak moi koledzy z technikum, co zamiast na studia poszli do PGRów lub na „Wielkie Budowy Socjalizmu” i od razu dostawali mieszkania służbowe. Warszawa, Kraków, Gdańsk, to były dla mnie miasta tak odległe jak teraz Nowy Jork, czy Londyn dla moich dzieci. W mojej okolicy wszyscy żyli w takiej samej biedzie, ja jeden z okolicznych domów „poszedłem dalej”, koledzy skończyli na zawodówkach lub technikum, część poszła w latach komunistycznych do wojska „na zawodowego”, lub do milicji i ci dzisiaj mają najlepiej, wysokie emerytury pełny socjal, co dodatkowo ośmiesza ten kraj.
Nie chcę aby te państwo mnie kochało, nie muszę być „wybrańcem narodu”, ani bohaterem narodowym. Nie chcę aby moim nazwiskiem nazywano ulice, place czy lotniska i to ani za życia, ani po śmierci. To co mam, to mi wystarczy abym przeżył, nie muszę ręki do nikogo wyciągać, na emeryturę, która choć za kilka lat dopiero mi przysługuje też zapracowałem, co widać po moim koncie w ZUS jakie mi przysyłają co roku, abym tylko dożył do tego czasu, bo renty kombinować nie chcę. Boje się jednak że obecni górnicy, wojsko i inni uprzywilejowani rozkradną te moje składki, tak jak rozkradziono majątek narodowy. Pokończyłem dodatkowe studia, już płatne, zrobiłem uprawnienia, zmieniłem profesję i zarabiam na etacie znacznie powyżej średniej krajowej plus dodatkowe fuchy. Z tego co o mnie mówią za plecami, wynika że jestem dobry w tym co robię. Dzięki takiej opinii mam dodatkowe fuchy i zlecenia, od których uczciwie odprowadzam podatek, bo mam takie zasady. Ołówkiem i kalkulatorem poprawiam projekty i rysunki techniczne rysowane przez teraźniejszą młodzież na komputerach, podpowiadam „biznesmenom” w którą stronę iść z rozwojem firmy aby zwiększyć wydajność na produkcji. Powinienem się cieszyć, że lepiej od nich pamiętam oznaczenia i przeznaczenie gatunków stali, zasady doboru narzędzi do obrabiarek i organizację produkcji, metody dochodzenia do zakładanej wydajności, a mimo tego nie czuję się od nich lepszy że za komuny coś mi do głowy weszło i zostało, a oni teraz bez komputera są ślepi. Z racji mojej „fuchy” spotykam się w firmach z moimi byłymi pracownikami i tez nie odczuwam dumy, że teraz to ja zarabiam więcej od nich i to 3 lub 4 razy. Zawsze po takich spotkaniach mam moralnego kaca, bo jest mi ich szkoda że zostali tak perfidnie oszukani. Nie mam żalu do mojego byłego robotnika, kiedyś członka PZPR, potem członka „S”, że najpierw jako „towarzysz” ustalał mi moją płacę, a potem jako „działacz” robił to samo z zastrzeżeniem że on zawsze musi mieć więcej niż ja, bo on pracuje, a ja wykształciłem się za jego pracę. Skończył jako mendel, bo nigdzie miejsca nie zagrzał. Chcę tylko dożyć takiego dnia że nikt nie będzie się mnie czepiał że żyłem za komuny, pracowałem uczciwie w ówczesnym komunistycznym zakładzie, miałem jakieś sukcesy zawodowe i wcale nie zawdzięczałem to ani PZPR, ani PISowi, PO ani innym partyjnym nawiedzonym oszołomom. Po prostu zwykły szary obywatel, co to przestrzegał prawa, zarówno wtedy jak i teraz. To nie moja wina, że moi rodzice po wojnie spotkali się na ziemiach zachodnich, bo Stalin ich tutaj przegonił. I że w czasach mrocznej komuny spłodzili mnie 5 lat po swoim ślubie kościelnym. Nie obchodzi mnie to czy „styropian” mi to wybaczy ze jeszcze żyję z tym dyplomem komunistycznej politechniki co to na ziemiach zachodnich była i to zbudowana za komuny od zera na polach pod miastem, gdzie Niemcy przed wojną kartofle sadzili, a komuchy potem uczelnię wybudowali, do której każdy kto zdał egzamin mógł się dostać, a nawet jeszcze na „wrześniowy” nabór wystarczało. Moje dziecko, za wolnej Najjaśniejszej RP, teraz co miesiąc musiało do mnie rączkę przez pięć lat wyciągać, bo inaczej nigdy by tego dyplomu inżyniera nie osiągnęło, co ja praktycznie bezpłatnie za komuny. Przez 5 lat technikum chodziłem na religię co tydzień i na koniec nauki dostałem taką samą ocenę jak ci co przyszli na dwie ostatnie lekcje (!). Pal ich licho, ale oni dzisiaj wszędzie udowadniają jak to ich wtedy prześladowano i zabraniano chodzić na religie i na niedzielne msze, a tak naprawdę to im się chodzić nie chciało. Nikt nigdy przez moje życie nie zabronił mi chodzić do kościoła, chrzcić dzieci, mówić co chcę, byleby nie były to słowa nieprawdziwe i obraźliwe dla ludzi. Teraz mogę chodzić do kościoła, ale mi się nie chce, jak widzę tych co to kiedyś w komitetach krzesła grzali, a teraz w pierwszych ławkach w kościele klęczą i z księdzem po plecach się klepią. Nie interesuje mnie czy ksiądz pokropi mój grób, bo ja lepiej od niego przestrzegam 10-ciu przykazań i to przed Bogiem, a nie przed klechą będę stawał do apelu ostatecznego i tam się tłumaczył z życia na ziemi.
Dzisiaj żyje mi się o wiele lepiej, nie stoję w kolejkach za kiełbasą, mogę jej kupić ile chcę, ale jem jej mniej, bo tego co nazywają kiełbasą po prostu jeść się nie da. Gdyby mi dzisiaj kazali kupić miesięcznie 2,5 kg mięsa (kartka „fartuchowca”), 2 kg cukru i pomnożyć to przez ilość osób w rodzinie, to musiałbym dodatkowo płacić za wywóz śmietnika, bo ja tyle nie przeżeram, a to po dwóch dniach w lodówce śmierdzi. Komunistyczna pralka z roczną gwarancją wyprała mi dwoje dzieci z pieluch, służyła niezawodnie 21 lat, nowa pralka nie wytrzymała 5 lat, bo tylko na 3 lata miała gwarancję. Pierwszy „maluch” na który oszczędzałem 10 lat za komuny, już pełnoletni gdzieś jeszcze po pobliskiej wsi śmiga po polnych drogach, a ja mam teraz 3-cie nowe auto i wątpię aby go pobiło w żywotności, chociaż teraz mogę go kupić za niecałą roczną pensję i ma więcej „ful wypas”. To że jest lepsze, nie znaczy że trwalsze. Powinienem nie narzekać, ale nie mogę znieść tego fałszu, cwaniactwa, zakłamania i bezczelności tych co pracują na czarno, nie płacą podatków a najbardziej drą gęby że się im wszystko należy i tylko pluć na komunę umieją, choć komuna wyciągnęła kiedyś ich, lub ich rodziców z przedwojennej biedy.
Życie nauczyło mnie że każdy kredyt trzeba spłacić, bo pamiętam jak w domu po śmierci ojca pojawił się komornik za niespłacone długi taty, bo interes mu nie wypalił. Pamiętam ile nas to kosztowało i jak ciężko było. Dlatego jak policzyłem sobie że obecnie dług Polski zrobiony przez te 25 lat „wolności” gdyby chcieć go spłacić to potrzeba ponad 2-ch lat aby nikt w tym kraju nie brał poborów za swoją pracę, albo emerytur i żył tylko „powietrzem”, to boję się że bankructwo kraju to tylko kwestia szybkiego czasu. Gierek wziął kredyty, ale to co po nim sprzedano, to znacznie przekroczyło wpływy do budżetu niż on pożyczył. Tylko ze wolna Polska te pieniądze po 1989 roku przeżarła, zamiast zainwestować w coś nowego. To co jest teraz z Polską to przypomina mi moich sąsiadów co to po wojnie od komuny dostali dom poniemiecki, gospodarstwo i tak przez lata wysprzedawali maszyny, ziemię po kawałku, a teraz jak już wszystko sprzedane, to nawet prąd im odcięli, bo już nie mają z czego żyć. A oni zdziwieni że im krzywda się dzieje, mają pretensję o ironio, do tych co to od nich kupili że za tanio i awanturują się z sąsiadami.
Tej kłótni i tej wojny w tej Najjaśniejszej którejś tam Rzeczypospolitej boję się najbardziej, a dzisiaj widać już jej początki. Boję się takich ludzi jak moherowa sąsiadka co w ciągu swoich prawie 90 lat życia przespała w komunie 5 lat na stróżówce aby dostać emeryturę za komuny, a teraz krzyczy „precz z komuną” i biadoli że ma małą emeryturę. W wolnej RP nic by nie miała, bo te wszystkie komunistyczne przywileje tną jak popadnie i za pięć lat pracy nikt jej nic nie da.
Możecie sobie przeinaczać historię komuny, Wy przeminiecie, prawdziwa historia przetrwa. Ktoś ją kiedyś napisze dla potomnych. Ja może tego nie dożyję, mi ona niepotrzebna, ja wiem jak było.
zwińto ja blimek :) - kompletnie nic , ViS 29/05/14 12:30
bo najpierw bym musiał przeczytaćI will not buy this record - it is
scratched. - tl;dr , Ament 29/05/14 12:31
... I
-AMENT-
I - że mi się nie chce , okobar 29/05/14 12:37
czytać, ze mało tematu w temacie, że badziewne formatowanieAMD 3800+ 2.01GHz 3.00 GB RAM
GF 7600 GS, M2N4 SLI
Win XP SP3 - formatowanie bije , Chrisu 29/05/14 12:41
i brak przecinków.
ALE - przeczytałem... Zaraz chris_gd napisze, że u niego to... /// GG# 1 110 10 10 11 100 10 \\\ - TLDR , RusH 29/05/14 12:42
wallotextI fix shit
http://raszpl.blogspot.com/ - tl;dr , ligand17 29/05/14 12:52
razdwatrzy - <.> , Maniak 29/05/14 13:08
wall of text crits you for 900000 dmg, you die.Zmień swój podpis na Boardzie - geje , endern 29/05/14 13:49
http://www.rp.pl/...zjatycka-Unie-Gospodarcza.html
przy otwarciu strony w firefoxie... zakladka na tytul "geje"
To się na rp.pl popisal jakis inteligent :D.
- a w kwestii Ukrainy... dywersja pełną parą się rozwija , endern 29/05/14 13:52
w tekscie, a temat powołanej właśnie Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej:
"Doradca prezydenta Federacji Rosyjskiej ds. integracji gospodarczej Siergiej Głazjew w środę wyraził nadzieję, że przystąpi do niej też część Ukrainy."
No o Krymie nie mowia, bo on przeciez jest juz częscią mateczki Rosji.
- hmm , _oLo_1984 29/05/14 13:49
coś w tym jestawake - jakbym z kobiety słuchał , milekp 29/05/14 14:06
taki potok słów, że już po pierwszym zdaniu odechciało mi się czytać i się zawiesiłem ...- jeszcze się nie zresetowałem , milekp 29/05/14 14:07
bo powinno być - "jakbym kobiety słuchał" a nie "z kobiety..."
- Sądzę, że bezwzględnie powinieneś się leczyć. , Bart 29/05/14 18:18
To nie są żarty, jesteś mocno upośledzony i trzeba z tym coś zrobić. |
|
|
|
|
All rights reserved ® Copyright and Design 2001-2024, TwojePC.PL |
|
|
|
|