TwojePC.pl © 2001 - 2024
|
|
RECENZJE | Technologia Wireless N - test czterech routerów |
|
|
|
Technologia Wireless N - test czterech routerów Autor: Skipper | Data: 05/10/09
|
|
Sprzęt - Karty sieciowe
Wraz z routerami uzyskaliśmy współpracujące z nimi karty sieciowe Wireless N na USB. Netgear wyposażył nas w kartę WNDA3100, D-Link w model DWA-140, natomiast Linksys w dwie jednakowe karty WUSB600N.
Niestety nie udało nam się dostać żadnej karty PCI lub PCMCIA, a logika podpowiada, że większe rozmiary anten w takich kartach powinny się przekładać na wyższą wydajność.
Z instalacją kart nie było żadnych problemów, a testy prędkości i zasięgu każdej z nich wypadły bardzo podobnie, z marginalnymi błędami. Jedynie produkt firmy NETGEAR charakteryzował się niestabilną pracą, karta momentami traciła dobrą jakość sygnału i groziła jego całkowitą utratą. Problem ten jednak dało się zaobserwować jedynie podglądając aktualną jakość połączenia. Podczas przesyłania plików nie było widać przestojów.
Jeśli chodzi o użytkowanie kart, to sprawa wygląda gorzej. Wszystkie omawiane sieciówki wraz ze sterownikami instalują własne oprogramowanie do kontroli połączeń bezprzewodowych. Czasem takie oprogramowanie jest wygodne, w większości przypadków staje się jednak poważnym czynnikiem podnoszącym użytkownikowi ciśnienie i przyczynia się do wzrostu liczby połamanych klawiatur i wyrzuconych za okno monitorów. Na przykład "Connection Manager" od NETGEAR całkowicie przejmuje kontrolę nad wszystkimi połączeniami w komputerze, również z innych kart sieciowych, co przejawia się tym, że zaraz po instalacji karty na USB traci się dobrze skonfigurowane, dotychczasowe połączenie, jeśli jakieś było zestawione. Mało tego, gdy oprogramowanie jest zainstalowane na notebooku, a podczas jego uruchamiania karta nie jest podłączona (co często się zdarza, gdyż mało kto trzyma w laptopie wszystkie urządzenia podłączone do USB na stałe), to już na start "Manager" zasypuje komunikatami o braku urządzenia i domysłami nad prawdopodobną przyczyną tej "usterki". Gdy w końcu użytkownik ma dość patrzenia na te informacje przy każdym uruchomieniu komputera i postanowi odinstalować aplikację, okazuje się, że zmieniła się jedynie treść komunikatu. Zamiast błędu nie wykrycia urządzenia pokazuje się błąd nie wykrycia programu. Szybka diagnoza pokazała, że deinstalator usunął pliki managera, ale zapomniał usunąć z rejestru wpis odpowiadający za jego uruchamianie razem z systemem operacyjnym. No i oczywiście usunięcie oprogramowania nie oznacza, że kontrolę nad połączeniami przejął z powrotem Windows. Trzeba to zrobić ręcznie. Oczywiście zaawansowany użytkownik poradzi sobie bez problemu, reszcie pozostaje wziąć dawkę Validolu i popić mocnym wywarem z melisy.
W przypadku karty D-Link, oprogramowanie również przejmuje kontrole nad połączeniami w systemie, ale można je w każdej chwili wyłączyć, albo wręcz nie instalować, a deinstalacja przebiega sprawnie i jest kompletna (łącznie z przekazaniem swoich dotychczasowych obowiązków na system operacyjny). Aplikacja jest też bardziej przejrzysta i schludna.
Najlepiej wypadło oprogramowanie Linksysa, głównie dlatego, że nie jest tak nachalne i oferuje więcej niż tylko standardowe funkcje Windowsa opatrzone firmową grafiką, np. tworzenie mapy sieci. Jednym słowem jest po prostu dobre i nie ma się tu na siłę czegoś doczepiać.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|