Mocy przybywaj! Test ładowarki Tronic TUL 4.1 A1 Autor: NimnuL | Data: 18/06/13
|
|
Warstwa użytkowa
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Powyższe zdjęcia pokazują przykładowe użycie Tronic – zasilanie iPoda przy użyciu akumulatora LiIon z aparatu, a także ładowanie akumulatora LiIon przy jednoczesnym zasilaniu odtwarzacza.
(kliknij, aby powiększyć)
Ten sam numer możemy wykonać za pomocą akumulatorków NiMH AA lub AAA. Co więcej, nie muszą to być akumulatorki. Możemy pójść do kiosku i nabyć zwykłe „paluszki”, by zyskać funkcjonalność przenośnego źródła energii i móc naładować inne urządzenie.
Czas ładowania nowych (użytych trzykrotnie) ogniw Diall AA 2300mAh wyniósł 3h i 52 minuty, natomiast w przypadku ogniw Panasonic 2600mAh czas ten wyniósł 4h i 17 minut.
Sprawdziłem na dwóch innych ładowarkach, w tym jednej z wyświetlaczem (i testerem naładowania) - wszystkie potwierdziły, że ogniwa naładowane są pod korek. Akumulatorki GP R3 850mAh zostały naładowane po 1h i 36 minutach.
Czas ładowania akumulatora od aparatu: LiIon 550mAh wyniósł 2h i 17 minut, podczas gdy ta sama operacja przy użyciu dedykowanej do aparatu ładowarki (5V, 550mA) wynosi 1h i 50 minut.
Akumulatory podczas ładowania i tuż po, są ciepłe, ale daleko im do parzenia, jak ma to miejsce w przypadku szybkich ładowarek. Samo urządzenie pracuje całkowicie bezgłośnie. Wspominam o tym, bo cicha praca ładowarki nie zawsze jest czymś oczywistym. Spotkałem się już z urządzeniami, które wydawały z siebie drażniące piski, syczały, świstały i buczały z różnym natężeniem. Przypuszczam, że wbudowane przetwornice czy inne elementy zaznaczają swoją obecność.
Dwa ogniwa R6 2600mAh pozwoliły na pełne naładowanie iPod Nano 4G (w czasie 3h, czyli takim samym jak z portu USB komputera) oraz akumulatora aparatu (LiIon 550mAh). Przy tym drugim sprawa zaczęła się komplikować. Krótko po rozpoczęciu procesu ładowania, jedna z diod zaczęła migać, by chwilę później zgasnąć wraz z drugą, informującą o ładowaniu z portu USB. W instrukcji obsługi wyczytałem, że jest to znak, iż baterie są wyczerpane. Okazało się jednak, że proces ładowania nie został przerwany, przebiegał jednak wolniej. W efekcie akumulator aparatu został naladowany po 2h i 40 minutach, blisko 1 godzinę dłużej niż z portu USB lub ładowarki sieciowej. Kolejnego urządzenia postanowiłem już nie podłączać, bo przypuszczam, że ładowanie trwało by jeszcze dłużej, natomiast na pewno jakaś część energii zostałaby przekazana.
W drugiej próbie te same baterie posłużyły do naładowania baterii telefonu komórkowego: LiIon 1050mA 3.9Wh 3,7V (model BL-5CT) oraz aparatu cyfrowego (LiIon 550mAh). Proces przekazywania energii przebiegał podobnie jak w pierwszym przypadku. Taka wydajność była dla mnie sporym zaskoczeniem, przyznam, że nie liczyłem, że uda się naładować więcej niż jedno urządzenie.
Podczas kilku dni użytkowania zanotowałem trzy punkty, które według mnie mogłyby zostać poprawione. Po pierwsze, nie pasuje mi konieczność stosowania dołączonych do zestawu adapterów, by naładować ogniwa R3. Problem nie polega na samym użytkowaniu tych adapterów, bo w tym nie ma nic trudnego, a raczej na tym, że można je łatwo zgubić – w ładowarce nie ma ich gdzie schować. Osobiście lubię rozwiązania zintegrowane, być może tutaj dałoby się zastosować wysuwane piny, które pozwalałyby na sięgnięcie do mniejszych baterii. Druga sprawa jest taka, że nie mamy tutaj możliwości użycia portu USB komputera jako źródła zasilania dla tej ładowarki. Choć to szukanie wady trochę na siłę, to jeśli mówimy o wszechstronności - niech będzie ona pełną gębą. Trzecie i ostatnie spostrzeżenie to brak możliwości ładowania pojedynczych baterii AA lub AAA. To w mojej opinii największa wada, bo przecież niektóre urządzenia korzystają z nieparzystej liczby ogniw.
Osobiście życzyłbym sobie jeszcze jeden slot na drugą parę „paluszków”, być może umieszczone pod spodem. Do listy wad tego jednak nie zaliczę, bo widziały gały co brały. Według mnie fajnym pomysłem w tym wypadku mogłaby być możliwość wpięcia dodatkowego akumulatora, po to by móc w drodze przenieść z niego energię na drugi. By zobrazować co mam na myśli, posłużę się przykładem: wpięcie kompletu AA po to, by naładować bezpośrednio w ładowarce (bez łączenia przez USB) akumulator aparatu. W ten sposób zapasowy akumulator mógłby ładować się w plecaku, podczas gdy my w tym czasie robilibyśmy zdjęcia. I to tyle jeśli chodzi o mój punkt widzenia na tą ładowarkę.
Ale aby niniejszy artykuł zakończyć w elegancki i tradycyjny sposób, pozwolę sobie na kilka słów podsumowania. Według mnie mamy tu do czynienia z iście wszechstronnym urządzeniem o bardzo uniwersalnym zastosowaniu. Jest to produkt dość przemyślany i sensownie zbudowany, choć nie pozbawiony wad. W praktyce jest to jednak praktyczne i sensowne rozwiązanie, szczególnie dla osób często podróżujących. Pozwala nie tylko zminimalizować ilość ładowarek i przewodów jakie musimy ze sobą zabrać, ale może nas także poratować w sytuacji awaryjnej, gdy któreś z urządzeń nagle się wyłączy, a do najbliższego gniazdka będzie nie po drodze. W przeszłości, podczas dłuższych wypadów za miasto, takie urządzenie jak tu omówione, wielokrotnie by mi się przydało i jestem przekonany, że i w tym roku trzymanie Tronica pod ręką będzie zbawienne.
|