Test Razer Hammerhead BT - mobilne słuchawki nie tylko dla gracza? Autor: Homzik | Data: 31/08/17
| Hammerhead BT to bezprzewodowe słuchawki dokanałowe Razera obsługujące kodek aptX. Mają oferować czysty dźwięk z mocnym basem, wysoką ergonomię oraz długi czas pracy.
Razer rozbudowuje ofertę produktów mobilnych z Bluetooth i nieźle mu to wychodzi. Opaska fitnessowa Nabu oraz hybrydowy zegarek Nabu Watch okazały się być ciekawymi i funkcjonalnymi gadżetami. Nie zawiódł mnie też mobilny głośnik Leviathan Mini, który rzeczywiście oferował wysoką jakość dźwięku (świetny bas!). Hammerhead BT to następny produkt dla gracza-melomana, stworzony z myślą o smartfonach. Cena słuchawek w kontekście obiecywanych możliwości nie przeraża, ale czy rzeczywiście warto wydać 399 zł? |
|
Specyfikacja i wyposażenie
Specyfikacja
● przetworniki: dynamiczne 10 mm (magnesy neodymowe)
● pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
● skuteczność: 116 dB +/-3 dB
● maksymalna moc wejściowa: 10 mW
● długość kabla: 63 cm
● mikrofon wielokierunkowy
● pasmo przenoszenia mikrofonu: 300 Hz - 3,4 kHz
● SNR mikrofonu: 55 dB
● czułość mikrofonu: 42 dB +/-3 dB
● zgodność z systemami Android oraz iOS
● zasięg Bluetooth: 10 m
● akumulator: 160 mAh (do 8 godzin pracy, czas ładowania: do 2 godzin)
● masa: 28 g
Wyposażenie
Jakość opakowania jak zwykle robi wrażenie. Pokrywa pudełka zamykana jest na rzep, a na niej znajduje się dodatkowa kieszonka z instrukcją obsługi i dwiema naklejkami. Słuchawki spoczywają w solidnej foremce z pianki. Obok nich umiejscowiono wzorowo wykonany futerał. Jest on usztywniany, obszyty przyjemnym w dotyku materiałem i zamykany na mocny zamek. W środku znajduje się kieszonka oraz wytłoczona foremka na słuchawki. W futerale schowano też płaski kabel microUSB o długości 16 cm, a także komplet silikonowych, grubych i mocnych tipsów (trzy pary nakładek pojedynczych oraz jedna para dwukołnierzowych).
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Konstrukcja
Razer Hammerhead w wersji Bluetooth wyglądają bardzo podobnie do modelu przewodowego. Nie są to jednak kolejne, zwykłe “doki” z interfejsem Bluetooth – amerykański producent zadbał o oryginalne rozwiązania. Słuchawki wykonano z aluminium, a elementy z tworzyw sztucznych zostały ogumowane. Kolorystyka jest już wręcz klasyczna dla Razera – to matowa czerń z lekko jaskrawą zielenią.
Hammerhead są dosyć duże – komory mieszczą spore, bo 10-milimetrowe przetworniki dynamiczne. Tulejki są proste, mają optymalną szerokość i długość, a zakończone zostały filtrami z metalowych siateczek. Mają też szeroki rant – nakładki z zestawu trzymają się ich pewnie. Z tyłu obu słuchawek widać połyskujące kapsle z logo producenta – to jednocześnie diody w kolorze zielonym i czerwonym.
Płaski kabel mierzy 63 cm i został wpuszczony od dołu. Miejsce mocowania w słuchawce jest elastyczne i znajduje się na nim oznaczenie kanałów. W tym miejscu słuchawki otacza dodatkowo szeroki i odstający pierścień z gęstymi żłobieniami. Izolacja kabla jest zielona od wewnętrznej strony oraz czarna od zewnętrznej. Płaski pilot z trzema przyciskami znalazł się na prawym odcinku, kilka centymetrów od słuchawki. Elektronikę zgrupowano w module zamocowanym w połowie okablowania. Ma on eliptyczny kształt, jest grubo ogumowany i pełni rolę magnetycznego klipsa zamocowanego na silikonowej taśmie. Na krawędzi modułu znajduje się także gniazdo microUSB do ładowania, zabezpieczone silikonową zaślepką.
Wykonanie słuchawek jest bardzo dobre – widać, że Hammerhead BT to produkt z wyższej półki. Konstrukcja jest masywna i zwarta, a poszczególne elementy są wzorowo spasowane. Kabel wygląda na mocny i jest odpowiednio elastyczny. Jedynie pilot prezentuje się zwyczajnie – tworzywa są dosyć cienkie, ale za to lekkie. Design również można docenić. Nie ma wątpliwości, że słuchawki są efektowne i od razu widać, że to produkt Razera. Jednocześnie Hammerhead BT są dosyć uniwersalne i powinny spodobać się nie tylko graczom.
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
(kliknij, aby powiększyć)
Ergonomia i obsługa
Pod względem użytkowym słuchawki mają wiele silnych stron, ale też i pewne wady.
Magnetyczny klips to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Wczepianie zwykłych klipsów w kołnierz, ich rozchylanie i odpowiednie ustawianie bywa irytujące i wymaga pewnego przyzwyczajenia. Z kolei pałąki w słuchawkach dokanałowych często utrudniają poruszanie się i drażnią skórę szyi, a słuchawki pozbawione klipsów mogą spaść na ziemię, gdy zawiesi się je na szyi. W przypadku Hammerhead BT wystarczy jedynie odczepić magnetyczną płytkę, przełożyć ją przez kołnierz koszulki i zbliżyć do niej moduł. Magnes jest na tyle mocny, że moduł trzyma się pewnie ubrania i nie przesuwa nawet podczas dynamicznych ruchów. Wszystko jednak zależy od garderoby, bo jeśli nosi się ubrania z bardzo szerokimi i luźnymi kołnierzami, to odcinki douszne kabla mogą okazać się trochę za krótkie i będą albo naciągały słuchawki, albo koszulkę. W większości przypadków nie powinno być jednak problemów, ale szkoda że nie ma żadnej regulacji długości kabla.
Pilot ulokowano blisko słuchawki – w efekcie można je zakładać jedynie metodą klasyczną z kablem od dołu. W przypadku zakładania metodą OTE, czyli z kablem nad uchem, pilot będzie opierał się bezpośrednio o ucho i przeszkadzał. Klasyczne zakładanie słuchawek sprawdza się jednak dobrze – Hammerhead BT trzymają się pewnie uszu i dobrze wypełniają kanały słuchowe, a efekt mikrofonowy nie daje się specjalnie we znaki, jedynie czasami podczas ruchu głową słychać delikatne szuranie. Tłumienie jest niezłe – nie odcina w pełni od hałasu otoczenia, ale już wyraźnie go wytłumia, przez co podczas odsłuchów nic nie powinno specjalnie przeszkadzać. Niestety żłobione pierścienie są nieprzemyślane – za bardzo odstają i w moim przypadku ocierają się o małżowiny uszne, powodując dyskomfort. Wymagało to ode mnie pewnego przyzwyczajenia, ale pierwsze chwile ze słuchawkami były bolesne.
Obsługa słuchawek jest prosta i przemyślana. Środkowy przycisk pilota jest wielofunkcyjny – jego przytrzymanie włącza słuchawki i rozpoczyna parowanie. Wszystkie procesy sygnalizowane są dźwiękami oraz diodami na słuchawkach. Gdy migają na zielono trwa parowanie, a zakończony proces sygnalizuje powolne pulsowanie diod. Informują one także o poziomie baterii. Gdy zaczną migać na czerwono, należy podłączyć słuchawki – ładowaniu towarzyszy pulsująca czerwień, a pełną baterię wskazuje stała zieleń. Dobrze rozwiązano regulację głośności – krótkie wciśnięcia zmieniają natężenie dźwięku, a przytrzymanie odpowiada za zmianę utworów. Dzięki wklęsłemu guzikowi środkowemu przyciski łatwo wyczuć pod palcami, mają one wyczuwalny klik i są odpowiednio twarde. Nieźle spisuje się też obsługa rozmów – przekaz głosu rozmówców jest dobry, a i oni nie narzekali na mikrofon.
Amerykański producent obiecuje do 8 godzin pracy na jednym ładowaniu i przy normalnych poziomach głośności jest to osiągalne. W praktyce korzystałem ze słuchawek swobodnie przez kilka dni, używając ich na spacerach oraz w domu. Ładowanie z portu USB trwa około 2 godzin (z adaptera sieciowego - krócej).
Brzmienie
Razer obiecywał mocny bas i trochę obawiałem się wszędobylskich niskich tonów, zalewających brzmienie. W praktyce bas jest rzeczywiście podbity, ale mieści się w rozsądnej normie. Sygnatura słuchawek to lekka “V-ka” z podkreślonymi skrajami pasma, mniejszy priorytet mają tony średnie. To ostatnie pasmo nie zostało jednak w pełni wycięte – słychać że Hammerhead faworyzują nowsze brzmienia, elektronikę, alternatywę, ale i lżejsze gatunki muzyczne brzmią dobrze.
Bas jest podkreślony, gęsty i masywny. Dźwięk jest wzmocniony w subbasie (zejście jest dobre) i średnim basie, ale słyszalny jest też wyższy bas. Dół wychodzi przed szereg, nie jest idealnie punktowy i chudy, a raczej bardziej obły. Tworzy niski fundament dźwięku, wypełnia muzykę, ale nie gubi się. Potrafi szybko i dynamicznie pulsować, nie dudni i nie buczy, nie zlewa się w bezkształtną masę. To rozrywkowe strojenie – niskie tony różnicują faktury instrumentów w pewnym stopniu, słychać pewne smaczki syntezatorów lub cyfrowych sampli, ale bas nie należy do wyjątkowo szczegółowych.
Pasmo średnie stoi o krok wstecz, ale nadal przekazuje damskie i męskie wokale w sposób czytelny i dosyć bezpośredni, tylko nieznacznie oddalony. Średnica brzmi krystalicznie, lekko chłodno, ale dosyć czysto. Zgrywa się to najlepiej z brzmieniem nowszej muzyki elektronicznej czy popularnej. Jazz, blues lub rock potrafią zabrzmieć trochę sztucznie, bardziej nowocześnie i cyfrowo, ale nadal nieźle słucha się lżejszej muzyki. Nie jest to dźwięk naturalny, analityczny, zrównoważony, co jednak nie dziwi - to w końcu nie audiofilskie słuchawki.
Wysokie tony są, podobnie jak bas, podkreślone. Słychać tu cyfrowy nalot, pewną sztuczność. Sopran jest wyostrzony, ale nie syczy, nie męczy uszu ani nie kłuje. Ze słuchawek można korzystać długo bez uczucia zmęczenia. Wysokie tony nadają brzmieniu odpowiedniej bezpośredniości, dźwięk jest czytelny i odpowiednio bliski – muzyka nie wydaje się być przyciemniona lub oddalona. Ponownie nie można liczyć na wysoką szczegółowość.
Scena dźwiękowa jest całkiem niezła. Ma kolisty kształt, słychać stereofonię, brzmienie dosyć swobodnie oddala się od uszu. Nie wycięto wysokości – instrumenty pojawiają się czasami wyżej, a bas lubi wypełniać dolne fragmenty sceny dźwiękowej. Różnicowana jest także głębia – niektóre instrumenty wydają się wybrzmiewać bardziej w stronę twarzy, podczas gdy inne lądują gdzieś w okolicy ramion. Separacja instrumentów jest dobra – poszczególne dźwięki nie zlewają się, ale nie ma między nimi dużych dystansów, a to wszystko przez bas, który wypełnia pustą przestrzeń.
Słuchawki brzmią lepiej z urządzeniami wspierającymi kodek aptX – bas jest wtedy głębszy, sopran jaśniejszy, a scena większa. W przypadku połączeń bez aptX dźwięk staje się płytszy, przestrzeń się zmniejsza, ale brzmienie wydaje się być mniej sztuczne. W praktyce brak aptX nie musi być problemem – dźwięk jest wtedy trochę lżejszy, a średnicy ciut więcej, więc lepiej brzmi spokojniejsza muzyka. W obu przypadkach słyszalny jest jednak szum, typowy dla słuchawek Bluetooth. Razer Hammerhead BT sprawdzą się także w grach, o ile cenimy sobie podkreślone wybuchy i efekty, bardziej nowoczesny dźwięk.
Podsumowanie
Nie zawiodłem się – Razer Hammerhead BT to rzeczywiście dobre dokanałówki Bluetooth. Urządzenie stworzone jest raczej do nowoczesnych brzmień, bowiem dźwięk jest efektowny i basowy. Charakter brzmienia jest rozrywkowy i pod tym względem nie zawodzi. Przyjemnie słuchało mi się zróżnicowanej elektroniki, a także muzyki klubowej, trip-hopu. Opisywane słuchawki sprawdzą się także w nowszych odmianach muzyki elektronicznej. Relacja jakości do ceny jest korzystna.
Obsługa Hammerhead B jest wygodna i prosta, a design niezły – zazwyczaj wolę mniej efektowne konstrukcje, ale wygląd Hammerhead BT przypadł mi do gustu. Bardzo podoba mi się pomysł z magnetycznym klipsem, chociaż szkoda, że nie można regulować długości kabla. Przesadzono ze żłobioną wstawką na słuchawkach, która drażni skórę uszu i początkowo powoduje dyskomfort. Słuchawki raczej nie zadowolą fana lekkiego dźwięku, osób sztukujących pierwszoplanowej średnicy.
Bezpośrednią alternatywą dla Razer Hammerhead BT są nieznacznie droższe JBL Everest 100. Również brzmią rozrywkowo, ale mają trochę mniejszy bas i bliższą średnicę, więc gustującym w lżejszych brzmieniach mogą spodobać się bardziej. JBL są też wygodniejsze – mają ergonomiczny kształt, ale niestety brakuje im klipsa na kablu, nie wspierają aptX i są dużo gorzej wyposażone.
Zalety:
+ bogate wyposażenie (rewelacyjny futerał!)
+ bardzo dobre wykonanie i ładny design
+ efektowne i funkcjonalne diody
+ praktyczny klips magnetyczny i niezłe tłumienie
+ wygodna obsługa i niezły czas pracy
+ wsparcie dla kodeka aptX
+ rozrywkowe brzmienie z mocnym, ale kontrolowany basem; efektownym sopranem i sporą przestrzenią
Wady:
- żłobione pierścienie drażniące małżowiny uszne
- brak regulacji długości kabla
- cyfrowy nalot na dźwięku, brzmienie raczej do rozrywkowej muzyki
- klips nie zawsze sprawdza się równie dobrze
|